29.05.2017

isn't it just too dreamy?

bo wszystkie te zdania brzmią głupio, bo jojczenie, że przecież to nie jest twin peaks i brakuje muzyki i sztuczne dialogi i david lynch nie ma już niczego do zaoferowania i moje ulubione:


jest to tak wszystko DURNE, że rzeczywiście ludzi szerzących takie poglądy można by rozważyć jako kandydatów do obozu zagłady. ha ha, taki żart. śmieszny.
fejsbuk jak najęty polecał mi posty z różnych blogów z recenzjami najnowszych odcinków. wszystkie już teraz ukryłam, bo mam dość czytania bzdur ludzi, którzy ewidentnie zupełnie nie wiedzą o czym mówią i co, najgorsze, dowiedzieć się nie chcą.
twin peaks to przecież taki przyjemny klimacik, miła muzyczka badalamentiego, jakieś tam hihi śmichy często, wielkie czoło jamesa i partia szachów, która nigdy nie została rozegrana. prawda? no jeszcze warto dodać, że fajny klimacik, cokolwiek to znaczy. oglądam, pokochałam klimat, napisała jakaś moja daleka koleżanka w trakcie oglądania. jaki to jest ten klimat w twin peaks? jaki jest klimat w głowie davida lyncha?
rozwlekły drugi sezon twin peaks pozostawił na mnie wrażenie nieudanego i niepotrzebnego, kiedy oglądałam go za pierwszym razem. pierwszy miejscami był żenujący, szczególnie te komediowe wstawki z lucy i agentem cooperem, który rzuca kamieniem, żeby odkryć zabójcę laury. dopiero przy drugim obejrzeniu całość dużo zyskała; ciągle najważniejsze są odcinki, do których sam lynch przyłożył rękę i oko i zadbał, żeby klimacik nie polegał na tępym bujaniu się w te i wewte przed telewizorem. te odcinki, kiedy naprawdę nie można oderwać wzroku od akcji, kiedy nieświadomie zaczyna się obgryzać resztki paznokci i podrygiwać stopą. kiedy można naprawdę wyczuć zagrożenie, i zagrożeniem nie jest windom earle albo leo (który zresztą sam w sobie jest jedną z najlepiej skonstruowanych i napisanych ról w serialu). klimacik naprawdę świetnych odcinków lyncha polega na tym, że mimo woli zaczynasz oglądać się za siebie, mimo że siedzisz w swoim miniaturowym mieszkaniu i za sobą znaleźć możesz jedynie ścianę z odpryśniętym kawałkiem farby. ale jednak warto się upewnić, że nic nie zaatakuje cię znienacka. a potem i tak jest strach i krzyk, bo klimacik wpada z prędkością rozpędzonego ferrari w bezdenną przepaść niepokoju.
ale o tym się jakoś nie pamięta. może z kolei warto sobie przypomnieć, kim jest david lynch?


starym dziadem, czterokrotnie żonatym, nudnym reżyserem, w którego filmach nie wiadomo o co chodzi. no pewnie. może nie do końca, ale tak to się o nim przecież mówi. prawie zawsze na krawędzi bankructwa, prawie nigdy niezdolny do doprowadzenia swoich projektów do końca. co on tam nakręcił? jakiś film z nicolasem cagem, jakiś bełkotliwy film który miał być w całości nakręcony w łodzi, ale się nie udało i nic mu z tego filmu nie wyszło (inland empire to jednak pierdolone arcydzieło). nie, nieprawda. to, co najbardziej cenię w lynchu to to, że nie stara się za wszelką cenę robić arcydzieł, jak haneke albo inny christoper nolan. nie robi filmu po to, żeby jakiś kretyn poszedł do kina, wyszedł z niego i powiedział: o łał. lynch nie mówi niczego do kretynów i czuć, że kretynów nie szanuje. nie po to jest artystą, żeby jak na tacy wykładać wszystkie swoje karty.
i warto o tym pamiętać w trakcie oglądania nowego twin peaks. warto dowiedzieć się, czym jest mulholland drive, o czym jest jednak inland empire i sprawdzić, od czego lynch zaczynał. a zaczynał mocno i solidnie. najważniejszy i tak naprawdę kluczowy jest Fire Walk With Me, tak bardzo skrytykowany i wybuczany w cannes podczas swojej premiery, że wszyscy zakładają, że to się nie liczy. a przede wszystkim klimacik nie taki jak w oryginalnych twin peaksach, prawda? jednak david lynch uparcie tego klimaciku chce się wyzbyć i w Fire Walk With Me się go całkowicie wyzbywa, a tradycję wyzbywania kontynuuje właśnie w najnowszych odcinkach serialu. prawdopodobnie w kolejnych częściach pojawi się już RR diner i więcej twarzy jamesa, który nigdy nie był cool i prawdopodobnie david lynch o tym wie, bo to nie on tworzył jego postać.
bardzo się cieszę, że lynch powrócił do twin peaks i zrobił to po swojemu, czując, że może w końcu nakręcić swoją wersję wydarzeń, a także wrócić do fabuły z mulholland drive, które przecież miało być pełnoprawnym serialem, a nie pilotem z doczepionym rozwiązaniem, które dokręcić trzeba było trochę na kolanie w momencie, kiedy skończyła się kasa. każdy odcinek to jak przeżycie czegoś zupełnie nie tylko spoza świata kina, ale spoza świata ludzi.

1 komentarz:

  1. Haha to się uśmiałam :D Ja podeszłam do twin peaks raz i wielka moja wina po dwóch odcinkach nie powróciłam do niego! Hańba mi po wsze czasy!

    OdpowiedzUsuń