udało mi się dzisiaj pójść do świątyni kapitalizmu, pierwszy raz od paru lat robiłam zakupy nie-online. zakupy online mają wiele plusów: wszystko na zdjęciach wygląda ładnie, bo zostało poprawione w fotoszopie, modelki ładnie w tych ciuszkach wyglądają, bo ktoś na nich te ciuszki ułożył tak, żeby ładnie wyglądały, no i ja właśnie to kupuję, tę laseczkę uśmiechniętą, nie tę bluzeczkę za dwadzieścia dziewięć pięćdziesiąt. bluzeczka jest dodatkiem do laseczki, nie odwrotnie, kupuję bluzeczkę i czuję się szczęśliwa, potem bluzeczka przychodzi w worku, który przynosi mi kurier janusz albo sebastian, woreczek otwieram, bluzeczka jest brzydka, poliestrowa i za mała albo za duża albo za cienka, trafia na dno szafy i noszę ją pod bluzą. takie są plusy zakupów online.
chciałam znowu zrobić zakupy online, już sobie wypełniłam koszyk, żeby wydać prawie tysiąc złotych na parę bluz, trzy pary spodni, dwie sukienki i jakieś tam jeszcze dodatki. potem wyrzuciłam z tego koszyka tyle rzeczy, żeby zapłacić plus minus trzysta złotych. a potem stwierdziłam, że jednak pójdę do świątyni kapitalizmu.
poznań has stepped up his game odkąd w mieście pojawiła się posnania. marmurowe parkiety, kryształowe żyrandole, szklane schody, skórzane kanapy. LUKSUSOWO. LUXXXUSOWO. strefa żarcia, z której jebie spalonym tłuszczem i pięciodniowym mięsem nie jest tylko strefą żarcia, ale jest FOOD COURTEM i jest napisane WELCOME koło tej nazwy. jest CRYSTAL ZONE, a na ścianie nad kawiarnią jest napisane #ALLABOUTLIFESTYLE. ja się zgadzam, moje życie jest też hasztag all about lifestyle, dlatego spędzam 90% czasu w piżamie.
poszłam do sklepu, którego ubraniami wypełniłam sobie internetowy koszyk. rzeczywiście, były te same ubrania na wieszakach, więc je z tych wieszaków zdjęłam, właśnie te rozmiary, które miałam jeszcze wczoraj kupić za ponad połowę swojej wypłaty, i poszłam do przymierzalni. no i co się okazało, co się miało okazać w sumie? wszystkie były brzydkie, za duże dla mnie, a jak nie za duże, to źle się układały, albo były w całości z wiskozy albo innego polietylenu.
no ale wzięłam sobie dwie rzeczy i już miałam je kupić.
(jeszcze prawie pół roku temu bałam się do sklepu osiedlowego kupić sobie sok, to ciekawe.)
krążyłam z tymi dwoma rzeczami po sklepie, w tę i z powrotem, jeszcze coś tam oglądałam, potem wymieniłam jedną rzecz na inną, potem oglądałam biżuterię, bo bardzo chciałam kupić jakąś biżuterię, potem jeszcze patrzyłam na ciemne okulary, cofnęłam się na czoło sklepu, znowu wróciłam w okolice kasy, dreptu dreptu, i nagle wypierdoliłam wszystkie te szmaty na jakiś przypadkowy wieszak i wyszłam.
dorosłość polega na tym, żeby się dobrze zastanowić nad swoimi decyzjami.
ja się zastanawiałam tak mocno, że aż się spociłam i spocona zostałam aż do momentu opuszczenia przybytku świątyni kapitalizmu, więc dopiero po przemierzeniu siedmiu kolejnych fantastycznych sklepów i ostatecznego doprowadzenia się do stanu tak ciężkiego, że naprawdę problematyczne stało się oddychanie w ciasnym tramwaju kiedy wracałam w końcu do domu.
hasztag all about lifestyle.
ale w końcu i still got my money.
nie pamiętam, jaka miała być konkluzja, ale na pewno nie taka.
Na tym polega ten dziki kapitalizm. Masz kupować rzeczy, których nie potrzebujesz, albo brać takie, które szybko Ci zbrzydną(lub się zepsują) i stwierdzisz, że trzeba iść po nowe.
OdpowiedzUsuńLifestyle zawarty w tym haśle, to zwykły i bezmyślny konsumpcjonizm, tylko zamaskowany bardziej niewinną nazwą. Owinięty takim kolorowym sreberkiem. Bo lifestyle to moda, to coś fajnego, coś co niektórym daje poczucia bycia innym od "szarej masy". Kto by jednak zastanowił się nad tym, że "ubrana tak samo, słuchająca tego samego i jedząca to samo" grupa ludzi to też z definicji szara masa...od której tak bardzo chcą się odciąć :)
A tego typu przybytki...dla mnie nic w nich nigdy nie ma. No...może poza taką biedronką, która mieści się w mojej (w połowie pustej) galerii na krańcu miasta :)